2/06/2018

Dunkirk (2017)

dir. Christopher Nolan



Zacznę nietypowo, bo od czystej wody narzekania i psioczenia. Dla mnie Christopher Nolan skończył się na etapie "Mrocznego rycerza". O ile środkowa część trylogii o Batmanie z Bale'em była jeszcze udaną i efektowną próbą przystosowania tej postaci na potrzeby nowego pokolenia widzów, o tyle "Mroczny rycerz powstaje" było już najzwyklejszym wodolejstwem, rozwleczonym ponad granice przyzwoitości, nudnym i naiwnym, dwuipółgodzinnym gniotem. A jednak, blockbusterowa maniera reżysera opatrzona trzeciorzędnymi odniesieniami do filozofii, zdaje masowy egzamin. Nic dziwnego, że gdy tylko ogłoszona została oficjalnie wiadomość, że twórca "Incepcji" podejmie się opowiedzenia o dramatycznym przebiegu ewakuacji sił alianckich z Dunkierki, zachwytom nie było końca. Mnożyły się przewidywania, jakiż to "epicki" będzie obraz, jakie arcydzieło spłodzi tym razem Brytyjczyk. Trzyletni okres, jaki dzielił premierę "Interstellar" od kolejnego dokonania Nolana był jednak już wystarczająco duży, aby jego nazwisko stało się passé w oczach młodych kinomanów, którzy zdążyli w międzyczasie obwołać swym nowym guru innego reżysera, Kanadyjczyka Dennisa Villeneuve. Słusznie może "wizjoner z Londynu", postanowił przenieść działalność na rejony kina o większym kalibrze gatunkowym niż dotychczas.


Na "Dunkierkę" składają się przede wszystkim zainscenizowane z wielkim przepychem sekwencje batalistyczne, którym towarzyszy intymne spojrzenie "z pierwszej ręki". Nolan stara się być jak najbliżej postaci. Jeśli więc wokół wybuchają bomby, my jesteśmy wśród żołnierzy, niejako przyjmując ich punkt widzenia. Koncept niekoniecznie świeży, ale bardzo pożądany w czasach, gdy większość ludzi woli konsole od sal kinowych. Otwierająca sekwencja, sfilmowana na opustoszałych uliczkach miasta, zapowiada mocne, nietuzinkowe przeżycie filmowe. I o ile nie można odmówić tej portretyzacji wojennego chaosu siły rażenia, warsztatowej sprawności, ciekawych rozwiązań formalnych, to jako całość pozostawia widza obojętnym. Paradoks tkwi właśnie w tym, że Nolan zdobywając się na chłodną perspektywę obserwatora, nie przedstawia nam konkretnych bohaterów, a jedynie wygłaszające frazesy, bezimienne figury, których emocje są nam obce, jak Eskimosowi widok palmy. Próba wydarcia wydarzeń z kontekstu (mamy tutaj np. "wroga", którego nigdy nie wymienia się z nazwy) jest nie tyle zabiegiem karkołomnym, co wysoce zachowawczym i w gruncie rzeczy dającym jeszcze bardziej odrealnioną wizję świata, który przecież winien być namacalny, a nie na odwrót.


Wycyzelowana i bezduszna, "Dunkierka" to triumf formy nad treścią: fabularny zlepek dość przypadkowych scen, z przemykającymi tu i ówdzie, znajomymi twarzami aktorów. Rozbuchane widowisko z początku imponuje, by z czasem zacząć coraz bardziej nużyć. Podobny efekt wywoływał niegdyś wirtuozerski od strony wizualnej, ale jednowymiarowy i monotonny "Helikopter w ogniu". To przede wszystkim techniczne ćwiczenie, eksperymentowanie z językiem filmowym, nawet jeśli bliskie perfekcji, to wciąż puste i pozbawione wyrazu. Przypomina laurkę od zdolnego ucznia, który pomimo całego swego zapału wciąż myśli w kategoriach właściwych pierwszoklasiście. Kino antywojenne, które w pierwszej kolejności udowadnia, że wojna może być też... nudna.

Ocena: ***



1 komentarz:

  1. Bardzo dobra recenzja. Też miałem wrażenie, że ten film został nakręcony bardziej przez początkującego reżysera, niż przez mistrza, który na swoim koncie ma jednak właśnie wymienionego tutaj znakomitego "Mrocznego Rycerza", ale przyznam, że i "Interstellar" zrobił na mnie spore wrażenie. "Dunkierka" naprawdę jest pozbawiona treści i czegoś zdecydowanie większego, to tylko miły dla oka film, z ładnymi obrazkami i świetnym dźwiękiem, niczym więcej.

    OdpowiedzUsuń