Niektóre tematy powracają w kinie niczym bumerang. Co ciekawe, sprawa zamachu na Reinharda Heydricha cieszy się wśród filmowców nawet większą popularnością, aniżeli skierowany przeciwko samemu Hitlerowi spisek pod przewodnictwem pułkownika Stauffenberga. Może rzecz w tym, że akcja czeskich komandosów zakończyła się powodzeniem, a sam "Kat Pragi" to postać niezwykle barwna i fascynująca. Ambitny i bezwzględny, Heydrich robił błyskawiczną karierę w kręgach SS, będąc de facto prawą ręką Himmlera. To on odgrywał pierwsze skrzypce przy opracowywaniu tzw. "Endlösung der Judenfrage" ("ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej"), a terror, jaki zaprowadził jako protektor Czech i Moraw, stał się wręcz legendarny, co z kolei stanowiło bezpośrednią przyczynę wydania nań wyroku śmierci przez ruch oporu. Zaledwie rok po premierze "Anthropoida", na ekrany wszedł kolejny obraz skupiający się na brawurowej operacji, której celem była eliminacja osoby Obergruppenführera Heydricha.
Podczas, gdy wspomniany film Seana Ellisa ukazywał wydarzenia z perspektywy oddelegowanych do wykonania misji czeskich patriotów, "HHhH" (tytuł to akronim utworzony od popularnego we wtajemniczonych kręgach III Rzeszy powiedzenia "Himmlers Hirn heißt Heydrich", czyli: mózg Himmlera zwie się Heydrich) stara się przedstawić bardziej kompleksową wizję wydarzeń. Pierwsze czterdzieści minut jest więc skrótem złożonym z najważniejszych punktów w życiorysie Heydricha. Następnie przechodzimy do przygotowań do zamachu, ukazanych z perspektywy jego wykonawców. Na koniec zostawiono rozciągnięty w czasie "epilog", w którym to przedstawione są reperkusje, do jakich doszło po śmierci słynącego z nieprzejednania i zimnej krwi nazisty.
Tak oto, dzieło Cédrica Jimeneza rozpada się na trzy części. Kiedy już dajemy się wciągnąć w biograficzną partię, scenariusz wykonuje zwrot, a cała wcześniejsza narracja okazuje się być niczym więcej, jak lekcją historii w pigułce, sprokurowaną zapewne specjalnie pod niedouczonego amerykańskiego widza. W drugiej połowie, napięcie drastycznie spada, tonąc w zalewie niepotrzebnych wątków i chybionych prób zbudowania więzi między odbiorcą, a bohaterskimi spadochroniarzami. Po cóż bowiem w i tak mocno już "zatłoczonej", dwugodzinnej fabule, wtręty romansowe, skoro i tak nie będą one miały szansy wybrzmieć? I po co całą 1/3 historii poświęcać na szczegółowe zobrazowanie działań skierowanych przeciwko Czechom, skoro akurat tutaj można było pójść "na skróty", oddając więcej czasu bohaterom we wcześniejszych etapach.
Od strony realizacyjnej, "The Man with the Iron Heart" (tytuł alternatywny) nie budzi większych zastrzeżeń, pozostając konsekwentnym w kwestiach formalno-wizualnych. Niezłe jest aktorstwo (choć może za bardzo... netfliksowe, że się tak wyrażę?), przy czym w pamięć najbardziej zapada kreacja Jasona Clarke'a, który pomimo nieco zbyt topornej fizjonomii, jest całkiem przekonujący w roli Heydricha. Największy mankament stanowi sam scenariusz: twórcy wyraźnie nie byli w stanie się zdecydować, jaki kierunek obrać. Nieco niezdarnie próbując zamknąć w jednym filmie przynajmniej dwa oddzielne, polegli. Szkoda, bo największy potencjał rzecz miała jako czysto biograficzna pomoc dydaktyczna, wystarczyło tylko pogłębić psychologię i pogrzebać co nieco w "szczegółach". Porównanie między "Anthropoid" i "HHhH" (oba tytuły kręcone były w tym samym czasie), musi więc siłą rzeczy wypadać na korzyść tego pierwszego. Ocena: ***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz