9/26/2019

Il grande racket (1976)

dir. Enzo G. Castellari


Zgraja szumowin terroryzuje rzymskich sklepikarzy i restauratorów. Wyłudzają od nich haracze, a niepokornych zmuszają do oddawania „dziesięciny” brutalnymi metodami. Inspektor Nico Palmieri (Fabio Testi) wpada na trop szajki i postanawia ich rozpracować. Jego celem nie są jednak same rzezimieszki z ulicy, a ich wszechpotężny boss... 



Poliziottesco esencjonalne, jeden z najbardziej znanych i zarazem najlepszych okazów nurtu. Naładowany po brzegi akcją i przemocą film-petarda. Już scena otwierająca, z kapitalnym połączeniem muzyki i ujęć w slow-motion robi potężne wrażenie. Potem jest jeszcze lepiej, bo z miejsca zostajemy wrzuceni w centrum wydarzeń. Castellari nie traci czasu na rozlazłe wprowadzenia, bierze z gatunku to, co najlepsze i wsadza do jednego wora. Nie ma tutaj też miejsca na subtelności: bandyci to skończone łajdaki, które gwałcą i plądrują, depczący im po piętach glina jest z kolei ostatnim sprawiedliwym, który jednak niekoniecznie zawsze działa z literą prawa. Schemat ograny, ale dzięki błyskotliwej reżyserii i świetnemu tempu jeszcze raz nabiera rumieńców. 



Można oczywiście zżymać się na pewne uproszczenia czy brak logiki, ale w natłoku atrakcji łatwo przymknąć na to oczy. Castellari kręci bowiem kino akcji, w którym efekt liczy się bardziej, niż ewentualne prawdopodobieństwo. I kreuje świat wywrócony do góry nogami. Rzym to miasto bezprawia, niczym z rasowego westernu, a przestępcy w żywe oczy drwią sobie z wymiaru sprawiedliwości. Bo gdyby prawo działało jak należy, to akcja zapewne zamknęłaby się w pierwszych 20 minutach. Brawurowa jest tutaj kaskaderka (zapierająca dech w piersiach scena, w której Palmieri stacza się ze zbocza w samochodzie), a sekwencje strzelanin to mały majstersztyk montażu, który pozwala sądzić że twórca zapatrzony był w dokonania „Żelaznego Sama”. Co do wspomnianej przemocy, to jest jej tutaj dużo, ale skrętów w rejony gore (jak choćby u Fulciego w „Kontrabandzie”) tutaj nie znajdziemy. Wszystko idealnie wyważone, bez zbędnej minuty, z werwą i lekkością. 



Od strony aktorskiej prym wiedzie rzecz jasna Testi jako jedyny porządny glina w mieście. Ożywia papierową postać Palmieriego, nadaje mu cech ludzkich, dzięki czemu bez reszty kibicujemy jego bohaterowi. No i facet po prostu dobrze wygląda. Drugi plan też jest niczego sobie, ze szczególnym uwzględnieniem ról Vincenta Gardenii („Death Wish”, „Little Shop of Horrors”), Orso Marii Guerriniego („Keoma”), Antonio Marsiny czy Romano Puppo. 




Blisko dwie godziny soczystego, włoskiego kina policyjnego – oto czym jest „The Big Racket”. Dowód na to, że czasem kopiowanie (w tym przypadku mowa oczywiście o amerykańskich wzorcach) może przynieść nad wyraz dobre efekty. Idealny film na start przygody z poliziottesco i zarazem ponadczasowy klasyk.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz