6/01/2017

Wild (2016)

dir. Nicolette Krebitz



W trakcie oglądania "Dzikiej" natrętnie nawiedzało mnie wspomnienie szeroko rozpowszechnionej "urban legend", w której to grupa znajomych, pod nieobecność koleżanki zakradła się do jej pokoju i schowała w szafie w celu zrobienia niespodzianki. Zamiast jednak wyskoczyć spośród ubrań z gromkim "Überraschung", niezapowiedziani goście stali się świadkami gorszącej sceny umilania sobie czasu przez wzmiankowaną wyżej koleżankę z pomocą słoika Nutelli i domowego czworonoga. Każdy z nas słyszał tę historię zapewne przynajmniej raz i pierwsza reakcja zawsze pełna była niedowierzania i niesmaku. Ja słyszałem opowieść kilkakrotnie, za każdym razem od kogo innego i za każdym razem narracja prowadzona była z pozycji bezpośredniego obserwatora. Jak każdy inny, przegięty żart z czasem staje się czasem żartem z brodą, a i jego szokująca zawartość ma tendencję do przeterminowania.


Nicolette Krebitz wybierając tematykę zoofilii, porwała się na jedno z nielicznych tabu, od których współczesne kino wciąż stara się trzymać z daleka. Próba zaprezentowania fabuły o erotycznej relacji między młodą dziewczyną, a wilkiem, to stąpanie po cienkim lodzie. Zwłaszcza, jeśli mowa o tonacji serio i bez bawienia się w dwuznaczności. Niemiecka aktorka i reżyserka, wiele wyobraźni widza nie pozostawia, jednocześnie ujmuje jednak fabułę w baśniowo-ironiczny cudzysłów. Efekt jest specyficzny i z pewnością odrzuci mainstreamowych widzów, ma jednak szansę przypaść do gustu bywalcom festiwali kina niezależnego.


"Dzika" zaczyna się jak klasyczny obyczaj: na pierwszym planie mamy wyalienowaną, aspołeczną pracownicę biura. W jej postawie daje się wyczuć wyraźną niechęć względem konwenansów i zwyczajowych relacji. Ania sprawia wrażenie zagubionej, pogrążonej w marazmie. Dopiero przypadkowe spotkanie na skraju lasu z wilkiem, sprawi, że dziewczyna przebudzi się do życia.


Przy takiej tematyce łatwo ulec pokusie posłużenia się tanią prowokacją, lub - co jeszcze straszniejsze - popaść w pretensjonalność. Fakt, że żaden z tych przypadków nie ma tu zastosowania, zawdzięczamy przede wszystkim dwóm czynnikom. Pierwszy z nich to pełne poświęcenia aktorstwo wcielającej się w główną rolę Lilith Stangenberg, drugim jest zbawienny dystans. Krebitz zręcznie unika pułapek, sięgając a to po czarny, anarchizujący humor, a to po oniryczną atmosferę z pogranicza snu. Jej film może być rozpatrywany zarazem jako forma sprzeciwu przeciwko realiom kapitalistycznego, nastawionego na konsumpcję świata, jak i wisielczy żart, kuksaniec wymierzony przywykłemu do określonych norm, widzowi. 


Koniec końców, "Wild" działa na podobnej zasadzie jak przytoczona na wstępie anegdota: niby powinien oburzać, ale nikomu w zasadzie wielkiej krzywdy nie czyni. Ot, kontestująca fantazja, która broni się głównie za sprawą efektownej oprawy audiowizualnej. Kły od czasu do czasu pokaże, ale nigdy nie gryzie. 

Ocena: ***½



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz