Motyw zombie należy do najchętniej eksploatowanych przez twórców kina grozy. Swą popularność zawdzięcza, rzecz jasna, klasykowi George'a Romero "Noc żywych trupów". Znamienne, że od czasów kultowego horroru, w temacie rzadko pojawia się jakieś istotne novum: Romero zdefiniował reguły subgatunku na dekady naprzód, przez co całe pokolenia filmowców winne są mu szacunek i wdzięczność. Nie inaczej ma się sprawa w przypadku średniometrażowego debiutu Marvina Krena, pt. "Rammbock".
Bohaterem filmu jest Michael (Michael Fluith). Mężczyzna przyjeżdża z Wiednia do Berlina, aby oddać klucze do mieszkania swej byłej dziewczynie, Gabi (Anka Graczyk). Związek na odległość nie przetrwał próby, jednak Michael zdecydowany jest negocjować. Jego zamiary pokrzyżuje epidemia, która ogarnia niemiecką stolicę, przemieniając mieszkańców w żądne krwi monstra...
Zarówno punkt wyjścia, jak i rozwinięcie są w obrazie Krena wysoce wtórne: jeszcze raz mamy do czynienia z grupą ocalałych, którzy zmuszeni są odpierać ataki zainfekowanych. Chatę na odludziu z klasyka Romero, Niemiec zamienił na berlińską kamienicę. Do innowacji, podpatrzonych w produkcjach zza oceanu, należy charakter apokaliptycznej zarazy: zombie tutaj to nie powstali z martwych, a zarażeni tajemniczym wirusem obywatele. Rozwój choroby powstrzymać można za pomocą środków uspokajających, gdyż aktywowana jest ona za sprawą nagłego skoku adrenaliny w organizmie. Pomimo więc całej odtwórczości schematu fabularnego, początkujący twórca pokusił się również o pewne, odświeżające "modulacje" tematu. Oddać mu również trzeba, iż miast mnożyć elementy gore, skupia się na kreowaniu atmosfery izolacji oraz kumulowaniu napięcia. Podyktowane to zostało bez wątpienia w dużej mierze skromnym budżetem, niemniej "Rammbock" skutecznie utrzymuje zainteresowanie widza przez pełną godzinę, dzierżąc przy okazji w garści kilka niezłych zwrotów akcji.
Jak na niezależne przedsięwzięcie, zaskakująco przyzwoicie prezentuje się w "Berlin Undead" strona aktorska: większość odtwórców prezentuje dobry poziom, a scenarzysta nie zapomniał o wiarygodnej konstrukcji poszczególnych postaci od strony psychologicznej. Dzięki wyraziście zarysowanej sytuacji wyjściowej, finałowy twist istotnie ma szansę ścisnąć za serce co wrażliwszych widzów. Rozczarowywać może za to "sposób na zombiaka", który wydaje się być w dużej mierze pójściem na łatwiznę, niemniej łatwo to wybaczyć, zważywszy na kameralny, "offowy" charakter dzieła. Ogółem rzecz biorąc: niespecjalnie oryginalne, ale zaskakująco pozytywne doświadczenie z "żywymi trupami". Miłośnikom gatunku spokojnie można polecić. Ocena: ***½
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz