Kino niemieckie do tematu II Wojny Światowej - ze zrozumiałych przyczyn - podchodziło przez lata nad wyraz ostrożnie. Obrazem, który miał zmienić ów stan rzeczy i pozwolić choć na chwilę wypiąć dumnie pierś, był "Das Boot". Oparty na książce Lothara-Günthera Buchheima film przedstawia losy załogi U-Boota w trakcie misji na Atlantyku. Dwuipółgodzinny (w zaprezentowanej w 1997 roku "wersji reżyserskiej": ponadtrzygodzinny) epos okazał się być jednym z największych sukcesów komercyjnych i artystycznych w historii RFN, podbijając widownię poza granicami kraju i bijąc przy okazji rekord dla niemieckiego filmu pod względem nominacji do Oscara.
Co ciekawe, pierwotnie dzieło Wolfganga Petersena planowane było jako produkcja amerykańska, a na stanowisko reżysera typowano kilka markowych nazwisk, pośród nich Dona Siegela, najbardziej znanego ze współpracy z Clintem Eastwoodem przy "Brudnym Harry'm". Posadę ostatecznie objął nieznany na Zachodzie Niemiec, dla którego przedsięwzięcie okazało się być przepustką do hollywoodzkiej kariery. Znamiennym jest jednak fakt, iż "Das Boot" pozostaje najlepszym obrazem w dorobku Petersena, który z czasem zaczął rozmieniać talent na drobne w coraz bardziej wystawnych i coraz bardziej miałkich widowiskach.
Tymczasem w "Okręcie" (ani polski, ani anglojęzyczny przekład tytułu nie oddaje dostojnego dramatyzmu brzmienia oryginalnego nazewnictwa) wszystko jest na swoim miejscu. Klaustrofobiczna atmosfera pomaga generować ogromne pokłady napięcia, z kolei szereg wyrazistych postaci decyduje o tym, iż jesteśmy w stanie wczuć się tragizm położenia załogi. Zrealizowana z rozmachem historia odysei łodzi podwodnej "na kraniec obłędu" ("Eine Reise ans Ende des Verstandes", jak dumnie głosiło hasło reklamowe z plakatów), opiera się na stworzonej z pietyzmem scenografii, która jest w swej klasie porównywalna z ponurymi korytarzami Nostromo z "Obcego" Ridleya Scotta. Nominowane do nagrody Akademii dźwięk i montaż wciąż budzą poklask, zwłaszcza w szarpiących nerwy sekwencjach starć podwodnych. Wizja twórcza jest w tym przypadku spójna i przemyślana, dopięta na ostatni guzik.
W warstwie narracyjnej, Petersen stara się być z kolei jak najdalszy od polityki, chwaląc heroizm marynarzy i kreśląc krajobraz spustoszeń, jakie wywołuje w psychice klimat długotrwałej izolacji i życia w stresie. Załoganci są więc zwyczajnymi ludźmi, którzy wessani zostali w wir bezsensownej wojny, na powierzchni kiełkuje zaś karierowiczostwo z nieodzownym "Heil Hitler!", kwitowanym chrząknięciami i ukradkowymi uśmiechami. Idea, aby przybliżyć koszmar morskiej żeglugi przy ciągłym nasłuchu, w atmosferze wiecznego zagrożenia, została dopełniona, owocując unikalnym doznaniem filmowym, z którym amerykańskie wyprawy podwodne pokroju "Polowania na Czerwony Październik" lub "Karmazynowego przypływu", nie mogą się równać. Na uznanie zasługuje również obsada aktorska pod przewodnictwem Jürgena Prochnowa, który swoim występem, podobnie jak reżyser, zapewnił sobie bilet za ocean. Zespół niemieckich odtwórców zapewnia w tym przypadku dodatkowy atut pod względem posmaku autentyzmu, jako że większość aktorów jest kompletnie anonimowa dla przeciętnego odbiorcy spoza RFN.
"Das Boot" cieszy się opinią jednego z najlepszych obrazów wojennych w historii X muzy. To nie lada wyróżnienie, zważywszy, że konkurencja jest spora, a pośród twórców, którzy z tematem brali się bary, mamy nazwiska Stanleya Kubricka, Stevena Spielberga, Francisa Forda Coppoli czy Davida Leana. I choć Petersen ze swą marką sprawdzonego rzemieślnika nijak nie może równać się z wspomnianymi gigantami celuloidowego medium, to "Okrętem" na trwałe zapewnił sobie miejsce w podręcznikach sztuki filmowej. Ocena: *****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz