12/08/2016

Bring Me the Head of Alfredo Garcia (1974)

dir. Sam Peckinpah


Okres świetności w reżyserskiej karierze Sama Peckinpaha przypada na lata 1969 - 1973. Wtedy to powstały tak pamiętne tytuły, jak "Dzika banda", "Ucieczka gangstera" czy "Pat Garrett i Billy Kid". Swoistym zwieńczeniem i zarazem podsumowaniem dla tego etapu jest "Przynieście mi głowę Alfredo Garcii". Nakręcony przy skromnym budżecie film poniósł w kinach finansową klęskę, stając się symbolem nadciągającej niełaski, w jaką popaść miał reżyser w filmowych kręgach. 


Zrealizowany w całości w meksykańskich plenerach obraz opowiada historię Benny'ego (Warren Oates), zapijaczonego gringo, który odnalazł swoją przystań jako pianista w jednej ze spelunek w Mexico City. Tam też los styka go z dwójką łowców głów, którzy poszukują Alfredo Garcii, notorycznego uwodziciela, który był na tyle nierozsądny, aby zapłodnić córkę niejakiego "El Jefe" (Emilio Fernández). Za głowę bawidamka wyznaczona zostaje okrągła suma miliona dolarów, a traf chce, że Benny może wiedzieć co nieco na temat miejsca jego pobytu... 


"Alfredo Garcia" to pod wieloma względami opus magnum "Krwawego Sama": sam twórca twierdził, iż był to jedyny spośród jego filmów, który ujrzał światło dzienne w zamierzonym przez niego samego kształcie. W momencie premiery obraz spotkał się z druzgocącymi ocenami krytyki i niechęcią ze strony publiczności, po latach dorobił się jednak statusu dzieła kultowego. De facto, zawiera on w sobie wszystkie najważniejsze motywy przewijające się w twórczości reżysera "Nędznych psów", podobnie jak w skondensowanej formie prezentuje najbardziej charakterystyczne dla jego stylu elementy. 


Ta nihilistyczna w wymowie ballada odznacza się deliryczną atmosferą, jaką znamy choćby ze wspomnianej "Dzikiej bandy", dzięki czemu świat przedstawiony jawi się jako upiorne miejsce, nasiąknięta tequilą kloaka, gdzie nie istnieją żadne świętości, a ludzkie życie warte jest mniej niż schadzka z roznoszącą zarazę dziwką. Pośrodku tego deprymującego krajobrazu mamy tytułową głowę: utytłane w kurzu i brudzie zawiniątko otoczone rojem much, koszmarne trofeum cmentarnej hieny. Czarny humor idzie w paradzie z nastrojem beznadziei, a kumulowane napięcie znajduje ujście w wybuchach efektownej, celebrowanej w zwolnionych ujęciach przemocy. 


Ciekawostką jest fakt, że niedocenione zrazu "Przynieście mi głowę Alfredo Garcii" trafiło nawet na listę pięćdziesięciu najgorszych filmów wszech czasów, skompilowaną w 1978 roku przez Harry'ego Medveda i Randy Dreyfussa. Z drugiej strony nie brak w kulturze masowej licznych hołdów składanych tworowi Peckinpaha, jego echa znajdziemy także w składowych języka filmowego twórców pokroju Quentina Tarantino czy Davida Lyncha. Koniec końców, ukryta pod płaszczykiem formuły kina gwałtu, fatalistyczna filozofia "Krwawego Sama" odnalazła należne jej szacunek i poklask. Krętymi ścieżkami podąża sprawiedliwość dziejowa.

Ocena: *****


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz